W Słupsku brakuje fryzjerów. Właściciele zakładów, którzy chcieliby ich zatrudnić, nie mogą znaleźć pracowników. Dla mistrzów grzebienia bardziej atrakcyjna okazuje się praca za granicą.
Problemy ze skompletowaniem pracowników mają zarówno zakłady zrzeszone w cechach, jak i te, które z takiej pomocy nie korzystają.
- Daje ogłoszenia i nikt się nie zgłasza. Moim zdaniem młodzi fryzjerzy mają lepiej na Zachodzie. Dlatego nie korzystają z ofert na miejscu — przekonuje Alina Rymuszka, właścicielka zakładu fryzjerskiego przy ul. Słowackiego w Słupsku, która swoja firmę prowadzi od 1999 roku.
Podobna opinie można usłyszeć od Barbary Seweryn, właścicielki Salonu Urody "Zuzanna" przy ul. Wileńskiej.
- Od lutego co jakiś czas daje ogłoszenia, ale zainteresowanie jest małe. Chętni, którzy chcieliby znaleźć zatrudnienie, zwykle nie są w pełni przygotowani do zawodu - tłumaczy.
Jej zdaniem oferowane wynagrodzenia nie są niskie.
- W dobrych miesiącach wykwalifikowana fryzjerka może zarobić dwa tysiące złotych. W gorszych około 1500 zlotych — zdradza. Przypuszcza jednak, że dobrzy fryzjerzy szukają szczęścia na Zachodzie.
Częściowo zgadza się z nią Danuta Mielcarek z Cechu Rzemiosł Różnych w Słupsku.
- Rzeczywiście brakuje wykwalifikowanych fryzjerów z tytułem czeladnika lub mistrza. Część istotnie wyjeżdża na Zachód, a młode kobiety często po wyjściu za mąż rezygnują z zawodu - tłumaczy. Jej zdaniem w przyszłości jednak na rynku pracy pojawi się nowa generacja fryzjerów.
- W tym roku w Zespole Szkol Ponadgimnazjalnych nr 1 w Słupsku rozpoczęło naukę około trzydziestu osób w zawodzie fryzjera. Za trzy lata to będą wykwalifikowani pracownicy — przewiduje.
Czy teraz jednak nie ma szans na pozyskanie pracownika w zakładzie fryzjerskim?
- Jest, ale nie we wszystkich gminach powiatu słupskiego. Z moich analiz wynika, że wśród osób zarejestrowanych jako bezrobotni są fryzjerzy. Dlatego zainteresowanym przedsiębiorcom możemy wskazać osoby z takim wykształceniem - mówi Janusz Chałubiński, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Słupsku.
Jeśli taka osoba odmówi świadczenia pracy, to musi się liczyć z tym, ze przez 90 dni zostanie wykreślona z listy bezrobotnych i straci m.in. prawo do bezpłatnej pomocy medycznej.
- W każdej chwili także możemy zorganizować specjalistyczny kurs, jeśli grupa pracodawców da nam gwarancje, że zatrudni większość osób, które wezmą w nim udział — dodaje Chałubiński.
Tymczasem pani Joanna spod Słupska (nazwisko do wiadomości redakcji), która jest z wykształcenia fryzjerka i ma status bezrobotnej, nie zamierza korzystać z ofert ewentualnych pracodawców.
- W weekendy robię fryzury sąsiadkom i znajomym po domach. To mi daje niezły zarobek. To jest lepsze niż praca na etat - mówi. Jej koleżanka natomiast pracuje jako fryzjerka w Niemczech i zarabia tam miesięcznie nawet dwa tysiące euro, czyli prawie osiem tysięcy złotych. - To znacznie więcej niż oferują pracodawcy w Polsce, wiec na pewno tu nie wróci -ocenia.
Autor: Alina Rymuszka.