Postanowiliśmy wspólnie z mężem kupić samochód. Niby nic, proste bardzo, zwłaszcza, że wiedzieliśmy kilka podstawowych rzeczy związanych z naszym samochodem.
• A to, że ma być nowy z salonu
• Że mamy przeznaczone na ten cel pieniądze – powiedzmy 30 tys. Zł
• Że ma to być samochód dla mnie, do pracy
• Że ma mieć wspomaganie ( to było kilka dobrych lat temu)
• Że marka nie ma specjalnego znaczenia
• Że nie musi być duży – ponieważ, takowy już jeździł z nami za kierownicą
Że koniecznie musimy kupić drugi, ponieważ ostatnio było tak, że albo ja albo mój mąż staliśmy „ w pasach startowych” i oczekiwaliśmy tego drugiego, aż przyjedzie i odda nam kluczyki do samochodu, abyśmy mogli weń wskoczyć i udać się w zupełnie inne miejsce.
Z założeniami można się zgodzić lub nie, ale to nasze założenia i takie właśnie mieliśmy, a dokładniej miałam JA.
Wybraliśmy się więc w odwiedziny do salonów samochodowych w poszukiwaniu naszego nowego samochodu.
W pierwszym salonie pamiętam, że sprzedawca zaproponował nam nawet jazdę próbną i samochód był całkiem całkiem, tylko na pytanie dotyczące jakichkolwiek napraw czy też przeglądów padła taka odpowiedź z ust sprzedawcy, że… poszło nam w piety. Pan był tak dumny z marki jaką reprezentuje, z oferowanego towaru, jakby był jedynym przedstawicielem w kraju albo … jakby kompletnie nie chciał sprzedać samochodu. W głębokim poważaniu miał zarówno nas jak i nasze potrzeby.
- „Na zasadzie chcesz – to kupuj, a nie to nie, nie ma potrzeby!”
Wyszliśmy.
W kolejnym salonie piękna dziewczyna na krótką naszą informację, zaczęła opowiadać nam o „bebechach” samochodu ( proszę o wybaczenie swojej indolencji w tym względzie) , z czego się składają, z jakiego materiału są wykonane, jakie są ich parametry i … nie wiem co jeszcze, ponieważ wyłączyłam się po 5 minutach, po kolejnych 3 zaczęłam się zastanawiać czy Ona wie, o czym i co mówi, ale wyglądało, że WIE. Tylko ja niestety nie, nawet mój mąż zgubił się w wykładzie. Innymi słowy „ wątek mu się urwał”. Pani jednak nie zwracając na nas uwagi z wielkim przejęciem i zaangażowaniem – opowiadała dalej, a dokładniej – przekazywała wiedzę dotyczącą technicznych rozwiązań związanych z np. układem wydechowym, hamulcowym itd. Groza!!! To budziło mój podziw dla Wiedzy i inteligencji, ale ja chciałam kupić auto, a nie otrzymać wykład na temat rozwoju motoryzacji w wykonaniu marki X. Z uśmiechem na ustach, mniejszym niż u Pani powiedzieliśmy tylko, że ”się zastanowimy” wzięliśmy ulotki i … tyle nas widziano.
W kolejnym salonie było naprawdę ciekawie. Otóż przywitał nas Pan, opowiedział o samochodzie, całkiem ciekawie po czym na moje „głupie” pytanie
- „wie, Pan byliśmy w salonie obok, zastanawiamy się, który samochód wybrać, a wybór trudny, gdyż samochody dosyć są podobne w możliwościach i konstrukcji, bez różnic zasadniczych w cenie, różnią się głównie marką, a więc proszę powiedzieć dlaczego powinniśmy kupić właśnie u Pana?”
Hmm. Pan wyraźnie, na takie diktum zionął wewnętrznym ogniem, prawie jak smok wawelski, po czym oznajmił nam nie mniej ni więcej, że:
„Tamta marka, jest do bani, samochody się psują, naprawa kosztuje drogo i w ogóle to najgorsze co moglibyśmy zrobić!”
No cóż, do dziś jak sobie to przypomnę to przecieram oczy ze zdumienia.
Oczywiście zrezygnowaliśmy tam z zakupu.
Tyle jeszcze salonów.
To wszystko prawda, tyle tylko, ze w związku z tym, że zależało nam na kupnie samochodu, a nie na chodzeniu po salonach i doprowadzaniu do szaleństwa kolejnych sprzedawców.
W związku z tym, udaliśmy się do firmy, która reprezentuje różnych dostawców, rożnych marek, no właśnie po to by oszczędzić sobie czasu. Nie wiedzieliśmy, że to będzie najkrótszy nasz pobyt w firmie handlującej samochodami.
Ale, do rzeczy. Otóż na grzeczne powitanie sprzedawcy, odpowiedzieliśmy tym samym. Po czym odpowiedzieliśmy grzecznie na pytanie: czym mogę służyć? Szukamy samochodu dla żony, do pracy, z salonu. Powiedział mój mąż, ja uśmiechałam się przyjaźnie. Kolejne pytanie Pan Sprzedawca zadał mojemu mężowi, mnie kompletnie ominął, i kolejne – też mężowi, mnie znów nie zauważając. Kolejnego już nie zadał, ponieważ wstając powiedziałam; - -„Kochanie, wychodzimy! Z naciskiem na wychodzimy.”
Trudno zignorować drugą osobę nie obrażając Jej przy tym samą ignorancją i niezauważaniem! Help!!!
Myślę, że do dziś Pan wspomina mnie, podając jako przykład niezrozumiałego zachowania jakiejś dziwnej „ baby”!
Do kolejnego salonu poszłam już sama, nie chcąc zabierać czasu swojemu mężowi. Salon piękny, samochody w nim wypolerowane, błyszczące, pachnące nowością! I sprzedawca w koszuli i poszarpanych, wyciągniętych jeansach. Autentyk. Niestety. Chwilę wymieniliśmy grzeczności, prawdę mówiąc nie chciało mi się już z nim rozmawiać, pytając o samochód. Odniosłam wrażenie ( być może mylne), że nic ciekawego się nie dowiem, a na pewno była to marka, która budziła we mnie wiele pozytywnych wzruszeń.
Wręcz przeciwnie! Ale wyszedł Kierownik, zapytał w czym może pomóc, po czym zaprowadził mnie od razu na parking, gdzie stały tańsze samochody, gdyż wyprodukowane w ubiegłym roku, stąd niższa cena. Zaproponował jazdę próbną. I w zasadzie wszystko było ok. Zwłaszcza, że byłam już bardzo zmęczona poszukiwaniem właściwego modelu. Umówiłam się z Panem na kolejny dzień, na finalizację sprzedaży.
W tym samym czasie mój mąż zrobił podobny ruch – tylko telefoniczny, szukając najlepszej oferty czyli najciekawszej promocji i najciekawszych, innowacyjnych na owe czasy rozwiązań, które mogą być ciekawe dla mnie.
Kiedy wróciłam do domu stwierdził, że ma dla mnie doskonałą wiadomość, a mianowicie następnego dnia jedziemy z rana do innego miasta, na totalny wygwizdów ( a śnieżny marzec był) aby obejrzeć auto tej samej marki, którą odwiedziłam dzisiaj i na jutro byłam umówiona. W dodatku główną przyczyną było udzielanie promocji i elastyczność w tym względzie sprzedawcy. Przez telefon. Akurat!
Pojechałam tylko i wyłącznie dlatego, aby nie robić przykrości swojemu mężowi, chociaż minę miałam jak „Nabuchodonozor” obrażoną i nie wróżącą niczego dobrego.
Pan, który nas grzecznie przywitał, udał, że nie dostrzega mojego wyrazu twarzy i z grzecznym uśmiechem i życzliwością w oczach i twarzy powiedział;
- „Aha, to Pani mąż do mnie dzwonił. Mówił, że to ma być samochód dla Pani, do pracy, że dużo Pani jeździ, czy to się zgadza? Tak. Co jeszcze jest dla Pani ważne?”
-„Wspomaganie, abym jeśli jakiś facet zastawi mnie na parkingu mogła w miarę szybko wjechać nie męcząc się z kierownicą pół godziny.!”
Nie zareagował na zaczepkę i pytał dalej.
-„Rozumiem, wspomaganie, a co jeszcze?”
Powiedziałam. Lubiłam słuchać głośnej muzyki. Przecież zależało mi na aucie spełniającym moje oczekiwania.
A gdyby się okazało – powiedział Pan – że jest samochód mający podwójne wspomaganie, 6 głośników, suboffer, fabrycznie montowane radio z odtwarzaczem ( przypominam, że to było kilka dobrych lat temu) to, czy chciałaby Pani je sprawdzić?
- „O Jezu, naturalnie, że tak!!!”
W ten sposób kupiłam auto, marki, o której miałam kiepskie mniemanie, ucząc się przy okazji, że:
1. Nie zawsze marka, ale na pewno człowiek ma najwięcej do zrobienia!!!
2. Cena nie jest najważniejsza, a w każdym bądź razie jest coś oprócz ceny i warto o to zapytać
3. Wściekły klient może oznaczać początek a nie koniec sprzedaży
4. Każdy z nas jest czasem klientem i chciałby by ktoś potraktował go jak partnera a nie półmózgowca
5. Nigdy nie trać nadziei.
Pointa pierwsza:
Samochód jest u nas wiele lat, spisuje się doskonale, jest wart więcej niż statystycznie można go wycenić, psuł się niewiele, a koszty nas nie poraziły.
Dzisiaj jeździ nim już kolejne pokolenie.
Był kupiony jako pierwszy w Polsce na internetowej promocji, pierwszy taki model, za wyższe pieniądze niż myśleliśmy początkowo.
Na uwagi i żarty moich kolegów z pracy zaprosiłam ich do auta i włączyłam radio. Do dzisiaj wspominają swoje zdziwienie – to było niezwykłe, a ich mina – bezcenna!
Doskonały sprzedawca skorzystał bardziej na sprzedaży kolejnych aut naszym znajomym, poszukującym swojego samochodu. Zrobiliśmy to sami.
Na pytanie czy zgodzimy się wziąć udział i rekomendować salon oraz sprzedawcę – po prostu to zrobiliśmy, ponieważ naprawdę rozmawiał z nami i pomagał, a nie sprzedawał to co mu się wydaje.
Pointa druga:
Lata mijają a ta historia jest dalej aktualna. Kiedyś nie będzie. Wierzę w to. Ale jak mówi mój syn: dużo pracy przed nami wszystkimi. Po prostu.
AUTOR:
ELŻBIETA SAWCZYN - ekspert ds. szkoleń i projektów doradczych z zakresu zarządzania, marketingu, sprzedaży, przedsiębiorczości, franszyzy. Właściciel firmy SAWCZYN Szkolenia i Konsulting