Coraz częściej pracownik sam zauważa zaraz po zatrudnieniu, że nie przynosi firmie zysku i zaczyna obawiać się, że zostanie zwolniony – czyli o rozterkach w pracy.
Znów po dłuższej przerwie pracuję. Znalazłam pracę za niezłe pieniądze tylko…. branża jest dość ciężka i pewnie dlatego tak ciężko jest się wdrożyć. Pracy mają w tej firmie bardzo dużo, a ja siedzę i NIC nie robię, bo nie ma chętnego żeby mnie przyuczyć, posprawdzać jak robię itd.
Staram się oczywiście zaznajamiać z katalogami produktów, przeglądam zamówienia, czasem koło kogoś siądę i popatrzę co robi, jak robi. Ale jak na razie jestem niewydajnym pracownikiem, płacą mi za siedzenie. Kierownik działu powiedział, że musi minąć dużo czasu nim się wdrożę, że na razie boją się dać mi przyjmowanie zleceń, bo to ogromna kasa itd. Ale czy to normalna sytuacja, żeby na początek nie znalazła się dla mnie jakaś mniej odpowiedzialna praca, żebym nie siedziała bezczynnie.
Takie "nicnierobienie" jeszcze bardziej męczy niż nadmiar pracy.
Co Wy na to? - pisze nowo zatrudniona na jednym z forum o pracy.
Niektórym wydaje się to znajome, bo przecież każdy chce się wykazać na początku i generować efekty by zapewnić sobie pozycję i pokazać, że zaufanie, jakim zostało się obdarzonym przy zatrudnieniu, nie jest bezpodstawne.
Ale to tylko głos rozsądku, głos, który prezentują ludzie planujący własną karierę i odpowiedzialnie dysponujący swoim czasem. Dla nich stratą jest 40 godzin tygodniowo bezsensownie wydatkowanych, gdy w tym samym czasie można wiele zrobić i nauczyć się. Wydawałoby się, że to tylko kwestia podejścia, mentalności. Ale problem tkwi głębiej i pracodawcy zdają sobie sprawę z jego istnienia.
Jeden pracownik przyjdzie do pracy, przez pierwszą godzinę pije kawę i je śniadanie, potem powoli przegląda dokumentacje, rozmawia przez telefon. Jest to przerysowany obraz, bo i nie każde stanowisko wymaga pracy na pełnych obrotach.
Czasem winna jest kultura organizacji. Na początku chcemy się wybić, pokazać z dobrej strony, ale koledzy i koleżanki zwracają uwagę, by tego nie robić. Im samym się nie chce i nie widzą efektów tzw. nadgorliwości i każdego nowego wprowadzają na taki sam tor działania. Często pracodawca nie wie skąd to się bierze. I daremnie szukać prostego rozwiązania.
Inaczej jest w środowisku, gdzie wymagania w stosunku do pracownika są duże, ale chętnie wyręcza się on "nowym". Nowy musi więc zrobić swoje i jeszcze kolegi/koleżanki. Tak zwana praca murzyna. Nie obrażając nikogo, ale jest to dość powszechne zjawisko.
Na głęboką wodę
Czasem firma organizacyjnie ma problemy. Zatrudniając kogoś nowego pozostawiają go samemu sobie. Jest to niejaki terror psychiczny i brak szacunku wobec nowego. Pracownik rwie się do pracy, a nie ma możliwości aktywnego spędzenia czasu. Rozwiązaniem może być zadbanie o własne interesy, czyli upominanie się o kogoś, kto wprowadzi, nauczy, wspomoże.
A może test
Pojawia się jednak inna opinia – co jeśli pracodawca z premedytacją zostawia pracownika samemu sobie? Czeka na jego inicjatywę. Jeśli okaże się samodzielny to jest trafiona inwestycja. Często taki test pozwala na rozpoznanie stylu pracy pracownika i jego podejścia do problemów. Prostota aż zadziwia. Zatrudnia się na początek powiedzmy 3 osoby nowe, daje się im zakres obowiązków i zostawia samopas, jedni lenią się a inni sami zadają pytania, doczytują informacje. I pracę kontynuują tylko ci aktywni – z reguły z wyższą pensją niż na początku. Pracodawca nie angażuje nikogo w przyuczenie pracownika, bo pracownik przyucza się sam. I w efekcie ma kogoś, na kim mu zależy.
Barierą psychologiczną u tzw. "nowego" może być pytanie "co ja tu robię?".
Jest to presja, z która można sobie poradzić, przy odpowiednim zaangażowaniu.
W Polsce jeszcze czasem źle się kojarzy tzw. nadgorliwość, ale tu – jest to jak najbardziej wskazana.
Przecież na pytanie szefa "co robisz" nie odpowiemy, ze nic.
A jednak to organizacja
Po przyuczeniu, wdrożeniu, gdy już można powiedzieć "ok., wiem czego ode mnie oczekują, czego mogę się spodziewać", ale … nadal z ośmiu godzin pracy, kilka godzin polega na czytaniu portali z wiadomościami, korespondencji mailowej (czasem prywatnej), udzielaniu się na forach, parzeniu herbaty lub kawy. Widocznie taka jest kultura organizacji i najzwyczajniej w świecie, brak organizacji. Pracownik nawet najbardziej wykwalifikowany nie będzie miał szansy się rozwinąć w miejscu, gdzie się "szanuje pracę".
To kwestia psychiki i własnych oczekiwań. Jedni uwielbiają działanie, inni chętnie odpoczną w pracy.
I może właśnie dzięki temu jedni "pracują" a inni "Pracują" .
To od nas zależy, czy rozwijamy się czy stoimy w miejscu.
Autor: Danuta Kowalczyk
http://www.kariera.com.pl/